Kiedy mówi się "Żołnierze Wyklęci" (mi przynajmniej) staje przed oczami obraz mężczyzny biegnącego z karabinem przez las. Ale czy to jest kwintesencja partyzantki? Książka i zawarte w niej historie pokazują że niekoniecznie. Że zawsze za walczącymi żołnierzami stoi ktoś jeszcze. Ktoś, kto pomoże, opatrzy rany, a gdy się uśmiechnie cały świat wydaje się lepszy, Kto? Dziewczyny-sanitariuszki, łączniczki. Mogłoby się wydawać, że taki obraz walki partyzanckiej, walki o Ojczyznę to niekończąca się sielanka. Niestety istnieje też ciemniejsza strona powojennych realiów. Kara śmierci... Kara śmierci... Kara śmierci... System z którym walczyli Żołnierze Wyklęci był bezwzględny. Nie wystarczało więzienie, utrata praw obywatelskich. Trzeba było rozstrzelać tych "reakcyjnych bandytów antypolskiego podziemia" (piękne określenie dla bojowników o wolność, prawda?). I o ile śmierć mężczyzn można jeszcze jakoś wytłumaczyć (walczyli z bronią), chociaż żeby było jasne-to też uważam za komunistyczne bestialstwo, to śmierci kobiet nigdy. Bronią większości z nich był bandaż. I zazwyczaj, jeśli starczało czasu używały go w równym stopniu na swoich, jak i wrogich żołnierzach... Poznajcie Helenę Motykównę. Helena jest w ciąży. Nigdy nikogo nie zabiła. Jedynym jej przewinieniem jest dwutygodniowa przynależność do partyzanckiego oddziału. Na Helenie komunistyczne zbiry wykonały karę śmierci.
Pomimo trudnej tematyki książkę łatwo się czyta. Niemałą zasługę ma w tym zbeletryzowanie historii Dziewczyn. Dla kogoś, kogo interesuje walka o Ojczyznę po wojnie, ale nie przepada za datami i stricte historycznymi publikacjami książka ta będzie idealna. "Dziewczyny Wyklęte" to lektura w niczym nie ustępująca większości kryminałów, tym lepsza, że historie są autentyczne.
Enjoy!